Gdy Sony przygotowuje się do zakończenia serii spin-off Spider-Mana, „Kraven the Hunter” przybywa jako mało imponujący spektakl, na który wielu czekało. Film ten może nie wygenerować momentów godnych memów z poprzednich rozczarowań, ale nadal zapewnia mnóstwo materiału do śmiechu w nieoczekiwany sposób.
Choć wyśmiewanie produkcji Marvela od Sony może wydawać się niestosowne, seria ta stała się częstym celem ataków ze względu na jej oczywiste niedociągnięcia. Po pojawieniu się „Madame Web” w 2024 roku jesteśmy dobrze zaznajomieni z dziwacznymi wybrykami „Venom: The Last Dance” i niezapomnianym „Morbius”. Szczerze mówiąc, „Kraven” zdołał wykroić sobie własną niszę w tej kontrkulturze filmów o superbohaterach.
W tej recenzji przyjrzymy się najzabawniejszym potknięciom filmu — tak zabawnym, że z łatwością mogłyby zarobić premię w telewizyjnym programie typu „blooper”. Nie zapominajmy jednak o znakomitym występie Aarona Taylora-Johnsona w zupełnie innej roli w „Nosferatu”, który również debiutuje w tym miesiącu. W końcu, jak głosi przysłowie, znajdź sobie aktora, który potrafi się wykazać w różnych rolach.
O czym jest „Kraven Łowca”?
W grze Marvela „Spider-Man 2” Siergiej Krawinow, czyli Kraven Łowca, wyłania się jako czarny charakter. Film zamiast tego służy jako historia pochodzenia, która zagłębia się w skomplikowaną relację z ojcem, Nikołajem (w tej roli Russell Crowe), zwłaszcza po tym, jak wychodzą na jaw szokujące rewelacje dotyczące jego zmarłej matki.
Podczas wyprawy myśliwskiej w Ghanie Siergiej cudem uniknął śmierci z rąk lwa dzięki tajemniczemu eliksirowi dostarczonemu przez Calypso (Ariana DeBose). Wstrzyknięcie krwi lwa zapoczątkowuje transformację, która czyni Kravena postacią legendarną. Lata później, napędzany pragnieniem oczyszczenia świata z osób odzwierciedlających cechy jego ojca, wyrusza na wyprawę, by uratować swojego brata Dmitrija (Fred Hechinger) przed bezwzględnym Rhino (Alessandro Nivola).
Kto by pomyślał, że bycie o krok od śmierci może być takie zabawne?
Można założyć, że wielu kupujących bilety na „Kraven the Hunter” nie zna bogatego doświadczenia Marvela, zwłaszcza oferty Sony. Są gotowi na zupełnie zaskakujące doświadczenie; zawiła fabuła filmu błaga o wybaczenie widzów, którzy mają nadzieję na spójność. Już od samego początku historia jest źle skonstruowana i pełna nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, które podważają niewiarę.
Błędy ciągłości pogarszają sytuację, z włócznią, która pojawia się znikąd i słabo zsynchronizowanym dubbingiem, który odwraca uwagę od wrażeń z oglądania. Kiedy od czasu do czasu pojawia się jasność, zostaje ona zredukowana do zwięzłości typowej dla skeczu SNL. Pomimo wyraźnego poświęcenia Taylora-Johnsona dla swojej roli superbohatera, trudno traktować jego szczerość poważnie, gdy projekt jako całość wydaje się zdezorganizowany.
Film jednak nadal bawi — choć może nie w wyobrażony sposób. Występ Russella Crowe’a zapewnia dziwaczną mieszankę powagi i niezamierzonego humoru, zwłaszcza gdy przekazuje synom wiadomość o śmierci matki. To scenariusz, który nie powinien wywoływać śmiechu, ale jakoś mu się to udaje. Hechinger błyszczy jako najlepszy w raczej nijakiej obsadzie, podczas gdy DeBose może ponownie oceniać swoje wybory po kolejnym rozczarowującym projekcie (w końcu jest laureatką Oscara!). Przedstawienie Rhino przez Nivolę zmierza w stronę absurdu, przypominając karykaturę narysowaną przez dziecko, które przeglądało komiksy.
Jeden z niezapomnianych momentów to reakcja Rhino na wiadomość, że Kraven wciąż żyje, wywołująca śmiech przypominający antyczną kreskówkę. W tym momencie wydaje się, że Marvel może rzucić ręcznik, w pełni świadomy, że teraz drapie dno beczki z superbohaterskimi treściami. Jeśli ich intencją jest rozśmieszenie publiczności — misja wykonana! Ja byłem szczerze rozbawiony, pomimo ogólnego niewypału.
„Kraven” pozostawia wiele do życzenia
Jako doświadczenie, „Kraven the Hunter” ostatecznie nie ma spójnego śmiechu, na jaki można liczyć. W drugiej połowie tempo filmu spada do przeciętności. Zaczynamy oczekiwać szybkiego rozwiązania, gdy Rhino stanowi nieoczekiwane zagrożenie.
Można sobie tylko wyobrazić Taylora-Johnsona wyobrażającego sobie swojego Kravena jako sztukę szekspirowską w Globe Theater, przekazującą teatralne zaangażowanie przypominające zaangażowanie Michaela Caine’a w „Opowieści wigilijnej Muppetów”. Niemniej jednak ta szczerość staje się nużąca bez żadnej komicznej ulgi, a sama szczerość nie może odkupić spin-offu Sony.
Podczas gdy pominąłem różne przewidywalne wady w nadmiernie dwugodzinnym czasie trwania filmu — takie jak nijakie efekty wizualne i dziwnie nostalgiczna wyprawa w mistyczne nawiązanie do telewizji lat 90., takiej jak „Buffy” i „Król Lew” z 1994 r. — były one przewidywalne, co umniejsza ich wpływ. Ostatecznie film wydaje się zasadniczo bez życia.
Warto zauważyć, że krytyka ta pochodzi od kogoś, kto nie jest zagorzałym entuzjastą Marvela. Fani zakorzenieni w tej franczyzie mogą być jeszcze surowsi w swoich ocenach, wyrażając, że Sony powinno skupić się na Spider-Manie. Czy widzowie zapamiętają tę premierę do świąt Bożego Narodzenia? Mój głos to zdecydowanie nie.
„Kraven the Hunter” Ocena recenzji: 2/5 – poniżej przeciętnej
Ku mojemu zaskoczeniu czuję się zobowiązany przyznać wyższą ocenę niż na to zasługuje, głównie z uwagi na to, jak wiele przyjemności niespodziewanie sprawiło mi oglądanie „Kravena Łowcy”. Film ma w sobie odrobinę dziwaczności, przypominającej wodewil, z pomocnikami, którzy mogliby zagrać kultowe postacie, takie jak Phil Mitchell, oraz sceną więzienną, w której pojawia się postać zasługująca na najlepsze wyróżnienia za rolę drugoplanową, gdyby oceniać ją wyłącznie według kryteriów Sony.
Ten film jest przyjemny, kiczowaty i mam ochotę obejrzeć go jeszcze raz! Jak na kogoś, kto wchodzi z niskimi oczekiwaniami, wynik przekroczył to, czego mogłem się rozsądnie spodziewać. Brawo dla Marvela za zapewnienie zaskakującej przedświątecznej rozkoszy.
„Kraven the Hunter” trafi do kin 13 grudnia. W międzyczasie koniecznie zapoznaj się ze wszystkim, co wiemy o „Spider-Man 4”, a także z najnowszymi informacjami o Marvel’s Phase 6, „The Fantastic Four” i „Thunderbolts”.
Dodaj komentarz